Ew. Ew.
329
BLOG

Związki dawniej i dziś

Ew. Ew. Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Jestem w związku od kilku ładnych lat. Pragnę, aby trwał, miał sie dobrze, żeby pojawiły się dzieci. Moim pierwszym, głównym życiowym marzeniem było trafić na mężczyznę, którego pokocham i z którym będę chciała być, kolejnym jest stworzenie rodziny silnej, stabilnej, na dobre i złe. Jakie to banalne ;). Obserwując rzeczywistość odnoszę wrażenie, że cofamy się w rozwoju. To, co dla naszych przodków było oczywiste, proste, np. że problemy są po to, by je rozwiazywać, dla nas na płaszczyźnie związku większy problem równa się rozstanie. Dla nich dane słowo w dniu ślubu, rodzina to były rzeczy święte, a teraz sami widzicie jak jest. Nie patrzę w przyszłość naiwnie, myśląć, że my i nasz związek jest wyjątkowy i będzie najszczęśliwszy pod słońcem. Dokształcam się również w tej dziedzinie słuchając, czytając mądrych ludzi.

Zadałam sobie kilka prostych pytań. Dlaczego naszym rodzicom się jakoś udawało? W czym ich chodzenie, narzeczeństwo różniło się od naszego? Jak wyglądało spotkanie młodych zakochanych, co mieli, czego nam brakuje i odwrotnie (co mamy my, czego oni nie mieli)? Nie chcę się wypowiadać w sprawie małżeństw, nie mam doświadczenia. Skupię się na różnicach w pierwszej fazie związku. 

Randka.

Jechał chłopak do swojej pięknej, zabierał ją na randkę, następnie odstawił do domu i do widzenia. Wiecie droga młodzieży, kiedyś domy były mniejsze, rodziny liczniejsze, a i morale wyższe.

A teraz: jedzie gościu do swej laski. Jak chcą to wychodzą, jak nie to przecież mają, gdzie posiedzieć, być sam na sam. Nie muszą szukać, szwędać się, zresztą rodzice są zadowoleni. Tyle złych rzeczy się dzieje, monitoring niby jest, ale kto tam kiedyś słyszał o napadach, wypadkach. Tyle pokus dookoła alkohol, narkotyki, dopalacze, tego też nie było, to wynalazki lat 90;). No i luzik, przytulny pokoik, fajny film, wygodne łóżeczko, tylko korzystać. Nie twierdzę, że nasi rodzice żyli w celibacie do ślubu. Przyspieszone śluby też nie były bardzo rzadkimi przypadkami. Mieli jednak coś, z czego dziś jesteśmy ograbieni. Żeby pobyć troszkę razem (delikatnie mówiąc) musieli zaryzykować, zgodzić się na mniej konfortowe warunki. To wzbudzało napięcie, adrenaline, erotyzm po prostu. Co z tego, że dojrzewali w czasach rewolucji seksualnej, skoro dookoła mieli ludzi starszych, wyznających dobre zasady, ganiących za złe.

Czas rozłąki.

Mmm... to były czasy, kiedy jeszcze pisano listy, coś pięknego. Telefony sporadyczne. Samotne wieczory, w sercu żar i tęsknota, przed oczami czarnobiała fotografia pięknie wyglądającej kobiety, w odświętnym stroju z delikatnym uśmiechem. Wiem, bo troszkę tego typu pamiątek się zachowało w moim domu, różnych pań i wszystkie zdjęcia mają wspólną cechę, są eleganckie. Kiedyś były fotografie, dzisiaj są foty. Anna Jantar.Związki dawniej i dziś

Romantyzmowi, czy poezji, które zawierały się w listach potrzeba do zaistnienia kilku czynników  samotności, gorącego serca, tęsknoty, natchnienia i muzy, szczypta talentu też nie zaszkodzi ;).

Teraz jest full kontakt non stop o ile nie śpimy. Jak w takich warunach prawdziwie zatęsknić?

Dwie mody zawładnęły ludźmi. Pierwsza to szybko. Szybkie życie, ciągle w biegu, szybkie żarcie, zakupy, auta, komputery, nawet nowe spodnie muszą być szybko przechodzone, więc sprzedają od razu wytarte, podarte. Szybkie relacje również, otwórz się przede mną szybko, chcę wiedzieć o tobie wszystko w jak najkrótszym czasie, a ty szybko poznawaj mnie. W trybie haps, haps. Mijają dwa, trzy lata, następuje przeżarcie i pożegnanie, bo...

Musi być fajnie! (druga moda) Znam cię dwa lata, poznałem/am dogłebnie, to już nie to samo co kiedyś, (pół roku temu) emocje opadły, jakoś tak nudniej, spowszedniałeś/aś. Wspomniana wcześniej tęsknota nie zalicza się do tych miłych, fajnych uczuć. A ma byc fajnie, super, mega, wszyscy dookoła tak mają, ja też muszę (jak najszybciej). Fajnizm, często chodzi w parze z tolerancją, to takie gayowskie (wesołkowate) płytkie, powierzchowne, bezpłciowe, bezzasadowe. Proszę nie mylić fajnizmu z optymizmem.

Obyczaje.

Ludzie byli bogobojni, w gorszych przypadkach plotkobojni. Jedno i drugie trzymało w ryzach, moralność była na wyższym poziomie.

Dziś róbta, co chceta. Morale podupadły, ale i tak nasze polskie górują nad normą unijną. Zachód wszedł w brudnych buciorach do naszej ojczyzny, ale bronimy się, czyścimy, żeby wyszła na jaw ta tandetna podróba skóry, bardzo toksyczna.

Sytuacja polityczna, ekonomiczna.

Komuna. Szaro, buro, pustki w sklepach, częste przerwy w dostawach prądu, ten trud zcalał, budował mocniejsze więzi i rodzinę, dosłownie ;). Praca była dla każdego, a dzieciaki wiedziały co to wyobraźnia, kretywność, i że od zdartych kolan i skaleczeń się nie umiera. Wiedziały, co to znaczy wybrudzić się od stóp do głów w trakcie szalonej zabawy, teraz znają wartość i markę swoich ciuszków. Dziedziczenie ubrań, butów u dzieci było zupełnie normalne, obecnie możliwość dziedziczenia podręczników, urosło do rangi marzenia. Nie tęsknie za komuną, bo jej nie pamiętam (nie mogę), co nie przeszkadza mi dostrzec jej pozytywnych aspektów, bynajmniej nie ustroju. Smutna, szara rzeczywistość pozwalała skupić się na istotnych wartościach.

Teraz mamy gówienka w kolorowych papierkach. Ciągłe zmiany podręczników tłumaczą pozorną chęcią poprawy edukacji twoich dzieci, serio? "Fajny ten nasz naród polski teraz, taki wykształcony, wszyscy wyższe mają. Już nie jesteśmy społeczeństwo chłopskie, tylko inteligencja". - Psychonielogiczne. Iphony, plazmy sprzedają się, jak świeże bułeczki, a na dzieci nas nie stać. Wiem, pobieżnie traktuję temat, można by długo, namiętnie i szczegółowo porozprawiać o sytuacji młodych, ale czy to konieczne? Jak jest, większość widzi. Mamy rozwój w wielu dziedzinach, ale harmonia musi być, więc upadek w innych jest nieunikniony.

Dom kiedyś i dziś.

Wkurza mnie wszechobecne gadanie: mieszkasz z rodzicami, jesteś mamin synkiem. Powinieneś w końcu kupić mieszkanie, nasz bank ma dla ciebie wyjątkową oferte ;). Czujecie ten biznes? Kiedyś były domy wielopokoleniowe, mając kilkoro dzieci oczywistym było, że większość musi wyfrunąć, ale któreś zostawało, tworzyło swoją rodzinę, opiekowało się rodzicami, dziedziczyło ojcowiznę. Czy to byli mamin synkowie? Rozumiem, że wyfrunięcie z gniazda jest oznaką dorosłości, samodzielności, ale nie traktujmy tego tak dosłownie. Nie znacie mamin synków, mieszkających z dala od swoich mam? Muszących przegadać z mamą każdy problem, żona (?) mało wie, nie to co mama.  Problem leży głębiej. Można mieszkać z rodziną, stać się mężczyzna i wziąć za nią pełną odpowiedzialność, być głową rodziny. Można stworzyć swoją z dala od rodzinnego domu, a decydującą głową będzie nadal mama.

Myślę, że ten nacisk, pocisk po facetach jest celowy, to dobry biznes w wielu dziedzinach. Po pierwsze wspomniany zakup mieszkania, najczęściej na kredyt. Zastaw się, a postaw się. Dźwigaj głaz 30 lat, a niech ci się tylko noga podwinie. Po drugie wszechobecny problem z przedszkolami, żłobkami (są też prywatne ;)). Za bardzo tego nie rozumiem, roczniki z lat 80. były liczniejsze i takich problemów nie było. Być może dlatego, iż wielu z nas miało przyjemność mieszkania z babcią, mniejsza ilość mam robiła karierę. Teraz większość się ostro "realizuje", bo musi. Trzeci biznes to domy starców, oszczędzę sobie szczegułów. 

Komu przeszkadzały tradycyjne, wielopokoleniowe domy. Młodym tak przeszkadzają, mają dość gderania starych? Wyprowadzka tylko częściowo rozwiązuje problem, sedno pozostaje. To głównie władza, politycy, banki mają/mieli w tym interes. Rozbicie, osłabienie rodziny najmniejszej komórki społecznej, to rozwalanie społeczeństwa (narodu) od podstaw.

Zanim uświadomiłam sobie opisane różnice, podświadomie, w czynach, uśmiechałam się do dawnych czasów. Często słyszałam pytania, komentarze, dlaczego nie robisz tego, tamtego, siamtego (jak większość)? Jesteś jakaś dziwna (pozwolicie, że szczegóły zachowam dla siebie, wbrew modzie, wszystko na pokaz). Nie umiałam wtedy świadomie na nie odpowiedzieć, po prostu czułam, że tak jest dobrze. Po owocach ich poznacie. Dzięki tym różnicom, śmię twierdzić, mój związek trwa od lat, ma się dobrze, a ty w tym czasie zaliczasz kolejny, dwuletni.

 

 

 

Ew.
O mnie Ew.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości